11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
O przesadzie w sporcie - Aleksander Krawczuk

               Przedstawiamy fragment książki Aleksandra Krawczuka opowiadający o jednym z objawów dekadencji jakim stawało się ubóstwienie sportu przez starożytnych Rzymian. (Zabawnie czyta się tekst erudyty komunistów wyznającego poglądy ... arystokratyczne!)

                Fragment dotyczy decyzji Nerona, który postanowił raz na pięć lat urządzać w Rzymie igrzyska atletyczne, a nie igrzyska gladiatorskie.

                                                                                                       A.Dobrowolski

 

 http://www.czasgarwolina.pl              "... Jednakże lud nie był zadowolony. Bo i jakież to igrzyska bez gladiatorów, dzikich zwierząt, pantomimów? Tak samo jak pospólstwo, żądne pokazów brutalności, nie byli zachwyceni igrzyskami i ludzie z warstw wyższych.  Tym znowu nie podobały się zawody gymniczne.  Nie dlatego, aby Rzymianie gardzili ćwiczeniami ciała. Przeciwnie. Uprawiali ją chętnie jako dobrą zaprawę do służby wojskowej. Jednakże atletyka uprawiana nadmiernie i niemal zawodowo wydawała im się czymś niegodnym człowieka kulturalnego.

               Seneka mówił wprost, że głupie to zajęcie i nieodpowiednie dla człowieka wykształconego; ćwiczyć mięśnie, dbać o poszerzenie karku, o umocnienie piersi. Bo jeśli nawet ten tucz pójdzie dobrze i bicepsy urosną, to i tak nigdy nie dorównasz sile, ani ciężarowi dobrego wołu. Co więcej: nadmierna masa ciała przytłacza umysł, czyni go mniej zwrotnym. Skutkiem ustawicznych wysiłków fizycznych traci się przenikliwość myślenia i zdolność do wytężonej pracy duchowej. A kogóż bierze się zwykle na nauczycieli atletyki? Najpodlejszych niewolników, których jedynym zajęciem jest nacieranie ciała oliwą albo popijanie wina. Uważają oni, że dzień spędzili świetnie, jeżeli wypocili się dobrze, a na miejsce tego co z nich wyciekło, wchłonęli odpowiednią ilość płynu.

                 A są przecież - radził Seneka - ćwiczenia łatwe i krótkie: biegi, gimnastyka rąk, skoki w górę, w dal, w miejscu. Cokolwiek jednak się ćwiczy, należy szybko wracać od ciała do zajęć umysłowych.

                Grecy mieli inny stosunek do atletyki. Uprawiali ją powszechnie. Gymnazja, miejsca owych ćwiczeń, były tak samo nieodzowne w każdym mieście greckim, jak i teatr. Ale tutaj również podnosiły się bardzo ostre słowa protestu przeciw nadmiernemu oddawaniu się atletyce. Z największą pasją mówił o tym wielki lekarz Galen, działający już w II wieku.

               Atleta żyje jak świnia, a właściwie jeszcze gorzej, bo nie tylko musi dużo jeść i spać, ale jeszcze wciąż wytęża się fizycznie. Jest to w istocie błędne koło jedzenia, picia, wypróżniania się, spania, tarzania w pyle. Owe ćwiczenia wprawdzie dają ciału siłę, ale tylko pozorną, bo staje się ono niezdolne do wielu innych czynności i jest mniej odporne na choroby, niż ciało normalnego człowieka. Gymnazja to szkoły lenistwa, ospałości, umysłowego zastoju. Zresztą atleta nie potrafi dokonać niczego wielkiego nawet w swojej dziedzinie. Wyobraźmy sobie, że Zeus urządza igrzyska wspólne dla ludzi i zwierząt. Kto zwycięży? W biegach zwykłych zając; w zapasach niedźwiedź i lew; w podnoszeniu ciężarów słoń; w pięściarstwie byk; w pięcioboju zaś chyba osioł!

             Dziwne to słowa w ustach lekarza. Ale owa nienawiść Galena do atletyki miała swoje uzasadnienie. W świecie greckim w tym czasie wielu młodych ludzi uznawało tylko sport i z pogardą patrzyło na coraz szczuplejsze grono głupców ślęczących nad księgami. Nawet drugorzędny atleta w małym mieście miał więcej uznania i pieniędzy niż dobry lekarz, nauczyciel, budowniczy. A jakiż rozgłos i majątek zdobywali ci, którym udało się odnieść sukces na igrzyskach ogólno-greckich! Oczywiście, wszystko to byli atleci zawodowi, choć jeszcze podtrzymywano starożytną fikcję amatorstwa. Zorganizowani byli w tak zwanych "związkach efebów", które pod pewnymi względami odpowiadały dzisiejszym klubom. Zjawisko miało charakter masowy i stanowiło poważna groźbę dla rozwoju kultury. Wielki lekarz widział to dobrze. Kult atletyki i atletów był wynaturzeniem starogreckiego ideału męskości - człowieka łączącego w sobie wysokie walory umysłu, prawość charakteru, sprawność fizyczną. Doszło do owego wynaturzenia w ciągu wieków w sposób nader prosty: przecież łatwiej i przyjemniej ćwiczyć mięśnie niż umysł.

             Rzymianie z wyższych warstw, niechętnie odnoszący się do importowanej z Grecji atletyki, mieli dużo racji. Obawiali się, że rozbudzenie zainteresowań tymi zawodami będzie miało takie same żałosne skutki jak i tam. Bożyszczem młodzieży stanie się dobrze umięśniony osobnik o niskim czole, myślący tylko o tym, gdzie skuteczniej walić przeciwnika pięścią, lub też na którą nogę lepiej się skacze. Zawody atletyczne było pod tym względem groźniejsze od igrzysk wszelkiego typu, jakie dotąd w Rzymie oglądano. Bo walkami gladiatorów można się było pasjonować, ale ostatecznie nikt normalny nie kwapił się dobrowolnie ryzykować życia na arenie. Zostać woźnicą rydwanu nie było łatwo. Natomiast atletyka wabiła do naśladowania i współudziału.

               Wrogowie atletyki mieli tym więcej racji, że wśród ludu zdobywała sobie ona dużą popularność. Od czasów Augusta "agony greckie" powtarzano w Rzymie coraz częściej. /.../"

Aleksander Krawczuk

("Neron", 1974, wyd. "Czytelnik").

 

Czy wiecie, że ...

                              nowa parafia pw. Matki Boskiej Częstochowskiej została wybudowana za pieniądze ze składek parafian, częstokroć biednych emerytek zwanych "moherowymi beretami"?

Dla porównania; amatorzy basenu w Garwolinie nie zebrali na jego budowę nawet jednego miliona złotych.

A.D.